Niedawno zakończył się hucznie obchodzony jubileusz 90-lecia AGH. Dostałem 7 Stasziców, które mogę sprzedać na wolnym rynku (Allegro.pl) za 10 zł i pięknie wydaną książkę na temat skarbów AGH. Według rankingu AGH jest piątą najlepszą uczelnią w Polsce. Jak to się ma jednak w porównaniu z konkurencją w innych krajach? Spędziłem kilka lat na uczelniach w innych krajach (Finlandia, Grecja i Anglia). Mogę więc porównać. Z porównania tego wynika, że nie jest dobrze.
Polskie uczelnie są przede wszystkim bardzo zbiurokratyzowane. Przykładowo, na AGH, na 3849 pracowników jedynie 1835 to pracownicy naukowo-dydaktyczni i 210 dydaktyczni. Wyjazd na konferencję naukową wiąże się ze skomplikowaną procedurą zabierającą godziny pracy. Wniosek musi być wydrukowany aż w 5 egzemplarzach i podpisany przez 6 osób. Procedury są tak skomplikowane, że niemożliwym jest ich w pełni poprawne wykonanie. Przejście wniosku przez wszystkie biura zajmuje około tygodnia, podczas gdy rezerwacja samolotu w biurze turystycznym jest ważna zwykle 48 godzin. Gdy wniosek jest już formalnie zatwierdzony cena często jest inna. Jak sprawa wygląda np. na University of York? Pracownik loguje się na odpowiednią stronę internetowa, wypełnia krótką ankietę na temat wyjazdu, czeka aż jedna osoba sprawdzająca zaloguje się i zatwierdzi, po czym można kupować wszystkie niezbędne do wyjazdu rzeczy. W wypadku doktorantów konieczne jest dodatkowo wpisanie opinii przez promotora.
Rekrutacja studentów. Pokolenia zaczynające w tej chwili studia jest niżem demograficznym, tak więc w Polsce obecnie ciężko o kandydatów na studia. Co poszczególne wydziały robią aby ich znaleźć? Ich zdaniem sporo, w porównaniu do tego co robi czołówka światowa bardzo niewiele. Angielskie uczelnie organizują bardzo często dni otwarte ściągając na nie tysiące uczniów i rodziców, wysyłają pracowników do szkół średnich, rozsyłają po świecie prospekty, rekrutują za granicą, organizują stypendia i ciekawe praktyki. Coraz częściej organizują uroczystości wręczenia dyplomów za granicą, aby ułatwić rodzinom przybycie na nie, a nawet budują całe kampusy rozrzucone po świecie. Absolwenci uczelni pomagają finansowo aby utrzymać prestiż uczelni z których otrzymali dyplomy. Chciałem przekazać swój 1 % podatku na taki cel. Szukałem i znalazłem tylko niezachęcająco wyglądającą stronę organizacji absolwentów, która zupełnie nie opisuje jak wydaje zdobyte pieniądze. Polskie uczelnie zbyt często oferują kierunki studiów nie kierując się ich przydatnością absolwentom. Decydenci wydają się zupełnie nie zauważać, że kapitalizm wchodzi także do edukacji.
Działalność naukowa polskich uczelni w porównaniu do świata jest również kwestionowalna. Wielu polskich uczonych przekonuje, że prowadzi badania na tematy które nigdy nie były jeszcze rozwiązane. Praktyka jednak wykazuje co innego. Polski styl prowadzenia nauki nie zachęca do studiowania literatury i sprawdzenia istniejących rozwiązań. Doktorant na brytyjskiej, szanującej się uczelni zwykle poświęca cały pierwszy rok wyłącznie na czytanie na temat opublikowanych rozwiązań powiązanych z tym czego ma dotyczyć jego doktorat. Polscy promotorzy rzadko do tego zachęcają, a prawie nigdy tego nie wymuszają. Nie mamy też grup czytelniczych, a seminaria są prowadzone często na takim poziomie i w taki sposób, że trudno zachęcić ludzi do przychodzenia na nie. Zresztą znalezienie chętnych do referowania również nie jest proste.
AGH, Politechnika Wrocławska i kilka innych uczelni wydały w ciągu ostatnich lat duże pieniądze na kreowanie swoich wizerunków, na wzór korporacyjny. Jakie są efekty
poza wydanymi pieniędzmi? Jakieś są. Nowe loga, atrakcyjniesze strony internetowe, ujednolicone prezentacje, gadżety, a czasami nawet szablony LaTeXowe.
Dużym problemem na polskich uczelniach jest niechęć ludzi do komputerów. Szokującym jest, że jest to bardzo często zjawisko także na uczelniach technicznych, nawet na wydziałach informatycznych. Pracownicy masowo nie odpowiadają na emaile, boją się automatyzacji czegokolwiek (elektroniczne indeksy, wspomniany elektroniczny system delegowania pracowników, itp.). Trudno się w efekcie dziwić, że obcokrajowcy nie chcą studiować w Polsce. Ich pierwszy kontakt jest zwykle internetowy. W moim przypadku około 80%-90% emaili nie doczekuje się odpowiedzi, wliczając w to korespondencje do jednostek odpowiedzialnych za promocję i kontakty uczelni. Warto podkreślić, że piszę
po polsku, więc jest łatwiej odpowiedzieć. Obcokrajowiec straci zainteresowanie uczelnią o której w jego kraju nie jest głośno po pierwszym emailu, jeśli pozostanie on bez wciągającej odpowiedzi.
Do tego dochodzi jeszcze olbrzymi problem niegospodarności. To już jednak osobny temat.
Edukacja wyższa powinna być pokrywana nie tylko z podatków. Uczelnie powinny dostawać środki silnie uzależnione od rankingów. Jak największa ilość przedmiotów powinna być obieralna. Powinno się zwolnić ludzi którzy niewiele robią, a dać wyższe pensje reszcie, która przejęłaby ich obowiązki.